„Historia pewnej znajomo
ści”

Hej! Jestem Anka, ale wszyscy mówią na mnie „Kulka”. Nigdy nie byłam szczupła, stąd to przezwisko. Mam 17 lat. Od roku jestem wolontariuszką w hospicjum. Spotykam się tam z dziećmi, dla których nie ma już nadziei. Na co dzień rozśmieszam je, bawię się z nimi, a ze starszymi rozmawiam. Chciałabym wam opowiedzieć o historii pewnej niezwykłej znajomości.

Była sobota. Byłam już w hospicjum. Otworzyłam drzwi do jednego pokoju. W łóżku zobaczyłam nieznaną mi postać. Leżała ona w takiej pozycji, że nie mogłam dostrzec jej twarzy.

- Cześć! Jestem „Kulka”. A ty? –odezwałam się.

- Jakie głupie imię – odbąknęła postać, odwracając się.

Ukazała mi się śliczna dziewczyna. Na głowie miała błękitną chustkę. Jej oczy były spuchnięte od płaczu. Była szczupła, w odróżnieniu ode mnie. Miała na sobie piżamę w różowe kotki.

- Po co przylazłaś? – warknęła.

- Jestem tu, żeby poprawić Ci humor. Jak masz na imię?

- Kaśka. Idź już! – podniosła głos.

- Nie chcesz pogadać? – zapytałam.

- O czym chcesz gadać z łysą dziewczyną, która nie wie, czy jutro otworzy oczy i nawet nie ma komu się wyżalić! – krzyknęła.

Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Przeważnie ludzie cieszą się, gdy przychodzę z nimi pogadać o sprawach dotyczących, np. chłopaka, który nie chce zwrócić uwagi na jakąś dziewczynę, ale tym razem było inaczej.

- Mnie możesz się wyżalić – odpowiedziałam Kasi po chwili.

- To nie to samo. Każdy ma rodzinę, która go podtrzymuje na duchu, a ja nie. Nie mam dla kogo walczyć, bo wiem, że gdyby zdarzył się cud, wrócę do szarej rzeczywistości. Chociaż co mi zależy? Mam 17 lat i nowotwór. Wychowałam się w domu dziecka. Trzy lata temu usłyszałam diagnozę – rzadki, złośliwy nowotwór nieoperacyjny. Potem była chemia – wyłysiałam. Masz – rzuciła mi album.

Na zdjęciach widać było śliczną dziewczynę o długich, grubych, kasztanowych włosach. Były piękne - jak cała Kasia. Na pewno ciężko było się jej pogodzić z ich stratą.

- Tak, to ja. A teraz jestem łysa. Oczywiście to nic nie dało. Teraz jestem w hospicjum. Nie ma dla mnie nadziei. Wegetuję. Powoli gasnę i nawet nikt za mną nie będzie płakał – zaszlochała.

- Wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja, nie widzisz żadnych pozytywów, ale pomyśl o tym, co lubisz i rób to, póki masz na to siłę. Mnie pomaga to zapomnieć o moich problemach.

- Jakie ty możesz mieć problemy? Jesteś piękna i zdrowa, a ja nikomu niepotrzebna. Kiedyś byłam dobra z informatyki. Lubiłam programować, ale ostatnio nie miałam do tego głowy. W sumie mogę zacząć to robić.

Porozmawiałyśmy o swoich zainteresowaniach, pasjach. O komputerach i muzyce….

- Muszę już iść. Przyjdę do ciebie za tydzień. Trzymaj się! – powiedziałam.

- Dzięki. Czuję się teraz jakoś lepiej. Jakby ktoś zdjął ogromny ciężar ze mnie. Do zobaczenia - pożegnała się ze mną.

Za to właśnie cenię wolontariat. Mogę dać ludziom to, czego im brakuję. Potem widzę uśmiech na ich twarzach, ich oczy, które nabierają blasku w trakcie spotkania. Pomoc innym daje mi szczęście i satysfakcję. Mam nadzieję, że kiedyś, gdy ja będę potrzebowała pomocy, to ją otrzymam.

W następnym tygodniu odwiedziłam Kaśkę. Zobaczyłam ją siedzącą przy komputerze i uśmiechniętą od ucha do ucha.

- Cześć „Kulka”! Tak właściwie, jak ty masz na imię? Tak normalnie – zapytała.

Dziś przy łóżku widziałam rozpromienioną dziewczynkę chętną do życia i ciekawą świata. Jej oczy aż błyszczały. Wyglądała na szczęśliwą.

- Anka. Wow! Super wyglądasz. Co tam robisz?

- Piszę bloga. O swojej chorobie i o życiu, ale w różowych okularach. Ludzie mi kibicują, dopingują, gdy nie mam siły - wspierają. Czuję się jakbym ich znała od lat, jakby byli moją rodziną. Zachciało mi się żyć. Nie czuję się tak samotna i mimo że piszę o swojej chorobie, nie przeraża mnie ona już tak bardzo. To wszystko dzięki tobie. Gdyby nie ty, to dalej leżałabym tu bezczynnie, czekając na śmierć.

Wtedy łzy napłynęły mi do oczu. Ucieszyłam się, że mogłam jej pomóc. Pożegnałam się i poszłam do domu.

Dzięki tej historii zrozumiałam, jaką wartość ma życie i jakie jest krótkie. Doceniłam to, co mam. Kasia zmarła wczoraj wieczorem. Jeszcze to do mnie nie dociera. Do końca była uśmiechnięta. Przy ostatnim spotkaniu poprosiła mnie, że kiedy umrze, mam zrobić ostatni wpis na jej blogu. Na zawsze będę o niej pamiętać.

Magdalena Marmola, kl. 1c